W dzisiejszym odcinku znajdziecie, między innymi, zdjęcie, które krąży po internetach z fałszywym podpisem, barona narkotykowego, który niepotrzebnie się lansował oraz znaną aktorkę z dużym cygarem. Zapraszamy!
Matador Álvaro Múnera w trakcie walki z bykiem na arenie miał przestać walczyć i doznać „nawrócenia”.
Później w wywiadzie Álvaro miał powiedzieć:
Nagle zobaczyłem nie rogi, ale oczy byka. Stał przede mną i spojrzał na mnie. Po prostu stał i patrzył, nie próbując atakować. Sama niewinność, jaką mają w oczach wszystkie zwierzęta, patrzyła na mnie z prośbą o pomoc. A ja, czytając to w jego oczach, poczułem się jak najgorsza istota na ziemi i przerwałem walkę. Potem zostałam wegetarianinem i zacząłem walczyć z walkami byków.
Słowa te faktycznie pochodzą z artykułu autora i
melodramatysty Antonio Gala Velasco w hiszpańskiej gazecie
El País z
1995 roku.
Múnera nigdy nawet nie został matadorem, nie mówiąc już o sławie. Poza tym nie porzucił on walk byków z powodu jakiejś przemiany na arenie; było zupełnie odwrotnie.
W 1984 r. byk o imieniu „Terciopelo”, rasy Marqués de Villagodio, trafił go w stopę i rzucił przez ring, łamiąc mu piąty kręg szyjny oraz powodując inne urazy – co spowodowało trwałą paraplegię.
Dopiero później, gdy został przeniesiony ze szpitala w Hiszpanii do ośrodka rekonwalescencji w Miami, aby być bliżej krewnych w Kolumbii, pojawił się u niego „moralny” problem związany z walkami byków. Według jego własnej relacji przyczyną zmiany byli lekarze, pielęgniarki, inni pacjenci i ich rodziny, którzy traktowali go z pogardą ze względu na jego przeszłość związaną z walkami byków. Jak sam stwierdził, nawrócił się na ich punkt widzenia, bo „jest ich więcej, więc muszą mieć rację”.
Matador na zdjęciu to w rzeczywistości Francisco Javier Sánchez Vara, który nadal pracuje jako torreador w Hiszpanii. Siedzenie na „pasie” wokół ringu po wbiciu ostrza w byka jest znanym
desplante, czyli wyzywającą postawą matadora wobec byka w ramach częściowo napisanego, częściowo improwizowanego spektaklu, jakim jest
corrida de toros.
W 1945 r. miał miejsce pierwszy udokumentowany przypadek, w którym skazaniec przeżył egzekucję na krześle elektrycznym. Nieletni zabójca Willie Francis został posadzony na krześle i poddany porażeniu prądem. Francis nie umarł, lecz krzyknął: „Wyłącz to, pozwól mi oddychać, do cholery!”. Egzekucję przerwano, a Williemu udzielono pomocy lekarskiej i wrócił do celi. Narzędzie egzekucyjne przeszło dokładne badanie, które wykazało naruszenie jednego z kontaktów.
Prawnik Francisa, Bertrand Deblanc, nie tracił czasu, starając się o złagodzenie wyroku swojego klienta na dożywocie. Prawnik dotarł do Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych, ale nie udało mu się uratować zabójcy. Wiosną 1947 roku, dwa lata po pierwszej nieudanej próbie, wyrok wykonano w ten sam sposób, teraz już skutecznie.
Ta prosta technika była używana przez obie strony podczas wojny secesyjnej. Zwykła kłoda miała z jednej strony wycięte coś w rodzaju armaty i pomalowana na czarno. W zależności od terenu umieszczano je na kółkach lub pozostawiano wystające ze schronu. Niezdolność wroga do obiektywnej oceny sił była dobrym sposobem na zyskanie czasu.
Zabrał go do łodzi i przez sześć miesięcy opiekował się nim w domu, gdzie nie tylko karmił go i podawał lekarstwa, ale też bawił się z nim i nadał mu imię Pocho. Kiedy Pocho wyzdrowiał, Gilberto zabrał go nad rzekę i wypuścił. Krokodyl wrócił za nim do domu i zamieszkał w pobliskim stawie. Razem pływali, bawili się, a w późniejszym czasie Gilberto zaczął organizować występy dla turystów. W 2011 roku Pocho zmarł ze starości.
Amasunzu to tradycyjna fryzura, która była powszechna wśród rwandyjskich mężczyzn i niezamężnych kobiet. Włosy obcinano na kształt półksiężyców, co świadczyło o statusie społecznym mężczyzny.
Trasa wiodła przez: Wielką Brytanię, Belgię, Niemcy, Austrię, Jugosławię, Bułgarię, Turcję, Iran, Afganistan, Pakistan i Indie.
Od 1885 do 1908 roku Kongo było osobistą własnością króla Belgii Leopolda II.
Leopold zaprowadził tam rządy terroru, które doprowadziły do śmierci od 4 do 8 milionów Kongijczyków. Liczba ofiar, według książki Hochschilda „King Leopold's Ghost”, szacowana jest na nawet 10 milionów i porównywalna jest z rozmiarami Holokaustu. Ci, którzy przeżyli, byli wysłani do kopalń, gdzie umierali z głodu lub wyczerpania. Za najmniejsze przewinienia robotnicy byli okaleczani i zabijani. Niewolnicza praca przyczyniała się do wzrostu fortuny belgijskiego króla. Ten z kolei lokował zdobyte w ten sposób miliardy dolarów na sekretnych kontach bankowych na całym świecie.
Ręce obcinano dzieciom oraz dorosłym, którzy nie wykonali swojej „normy”, czyli według rządu belgijskich oprawców pracowali zbyt leniwie...
Frank Lucas, baron narkotykowy działający w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, był tak ostrożny i dyskretny, że policja nie miała pojęcia, jak on wygląda.
W 1971 roku zdecydował się założyć płaszcz z szynszyli za prawie 100 000 dolarów i kapelusz za 10 000 dolarów na mecz bokserski Muhammada Alego (Ali vs Frazer). Jak sam później stwierdził, był to „duży błąd”.
Płaszcz Lucasa zwrócił na niego uwagę obecnych na meczu funkcjonariuszy. Plus fakt, że miał lepsze miejsce na widowni niż Frank Sinatra czy Diana Ross.
W poprzednim odcinku
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą